Lucien zastanawiał się, co by panna Gallant powiedziała, gdyby wyznał, że rozważa
umieszczenie jej na liście... na pierwszym miejscu. Żadna z młodych kobiet, z którymi się spotkał, nie mogła się równać nawet z jej cieniem. Jego bogini w wytwornej sukni od madame Charbonne stała u boku swej podopiecznej, rozmawiającej z dżentelmenami, którzy wcześniej wpisali się do jej karneciku. Ze wstydem pomyślał, że zupełnie go nie obchodzi, kto poślubi kuzynkę, byle tylko zabrał ją i ciotkę Fionę z jego życia. W tym momencie dostrzegł lorda Beltona. Chwycił go za ramię, zanim ten zdążył dołączyć do świty Rose. - Zatańcz z panną Gallant - powiedział rozkazującym tonem. Robert uwolnił rękę. - Dobry wieczór, Kilcairn. - Zatańcz... - Słyszałem. Dlaczego miałbym tańczyć z guwernantką twojej kuzynki? - Lepsza guwernantka niż uczennica. Między brwiami przyjaciela pojawiła się cienka zmarszczka. - Lubię pannę Delacroix. - Nie mam ochoty na żarty, Robercie. Już się zabawiłeś moim kosztem. - Wcale nie żartuję. Towarzystwo Rose jest niczym łyk świeżego powietrza po spotkaniach z tymi wszystkimi pannicami, które narzucała mi matka. Belton mówił całkiem poważnie, ale Lucien nie był w nastroju, żeby dyskutować o zaletach swojej kuzynki. - Poddaję się - oświadczył. - Nie znam leku na postępujące szaleństwo. - Wcale nie... - Będę ci winien przysługę, jeśli zatańczysz z panną Gallant. - Przysługę? - Tak. Robert ruszył ku tłumowi adoratorów otaczających Rose. Lucien poszedł za nim. Alexandra sprawiała wrażenie zupełnie spokojnej, ale gdy ujrzał wyraz jej oczu, doszedł do wniosku, że nie powinien zmuszać jej do przyjścia na bal. - Lordzie Belton! - powiedziała Rose i dygnęła. - Panno Delacroix, wygląda pani dzisiaj uroczo. - Dziękuję, milordzie. Robert zerknął na przyjaciela. - Właśnie pytałem pani kuzyna, czy mógłbym panią zaprosić jutro na przejażdżkę i piknik w Hyde Parku. Łaskawie się zgodził. Dziewczyna wytrzeszczyła oczy i klasnęła w dłonie. - Naprawdę, kuzynie Lucienie? Balfour zachował kamienną twarz. - Oczywiście - powiedział, dźgając przyjaciela łokciem w plecy. - Za chwilę zaczną grać pierwszego kadryla - Stwierdził Robert. - Czy mogę... - Och, mój karnecik jest pełny - zmartwiła się Rose. - Chciałam zachować jeden taniec dla pana, ale... - Trudno. Jutro będziemy mieli dla siebie więcej czasu. - Wicehrabia odwrócił się do guwernantki. - Wyświadczy mi pani ten zaszczyt, panno Gallant? Alexandra zbladła. Przeniosła spojrzenie z lorda Beltona na Kilcairna i z powrotem. - Milordzie, nie sądzę... - Ależ tak! - wykrzyknęła ciotka Fiona. - Jest pani siostrzenicą diuka Monmoutha. Oczywiście, że może pani zatańczyć. - Ale ja nie chcę... - Nalegam - powiedział wicehrabia. Obserwując scenę, Lucien czuł się jak kuglarz. Wszystko szło tak, jak zaplanował, mimo że nie odezwał się jeszcze słowem. Robert od razu zażądał odwzajemnienia przysługi, a on się zgodził, choć osobiście uważał piknik z Rose za stratę czasu. Gdy panna Gallant przyjęła zaproszenie Beltona, przez chwilę zastanawiał się, czy też