– Bentz – rzucił.
– Złap mnie, jeśli potrafisz, RJ – szepnął kobiecy głos. Serce stanęło mu w gardle. – Co? – Słyszałeś. – Kto mówi? – Och, chyba wiesz. – Roześmiała się, gardłowo, zmysłowo, aż przeszył go zimny dreszcz. – Nie możesz uwierzyć w to, co widzisz. Wróciłam, RJ, i bardzo się cieszę, że nadal mnie pragniesz. Zerkam w tylne lusterko i widzę swój uśmiech. – Świetnie – mówię sobie. – Rick Bentz kręci się w kółko, wyszukuje stare przyjaciółki żony, grzebie w przeszłości. I o to właśnie mi chodziło. Przyjemne jest uczucie, że wreszcie udało mi się zaleźć mu za skórę. – Ty draniu – szepczę na myśl o jego rzeźbionej twarzy – Zasłużyłeś sobie na to. – W trakcie jazdy zdejmuję buty na wysokich obcasach i prowadzę boso, oplatam palce dokoła pedału gazu. Podczas rozmowy dało się wyczuć jego frustrację – co za rozkosz. Obserwować go z oddali, patrzeć, jak ugania się za duchem. Nadal na adrenalinie, planuję kolejny krok. Zbliżając się do autostrady, rzucam komórkę na fotel pasażera i uchylam okno. Tak, dzisiaj jest smog, ale to przecież Los Angeles. Mgiełka stanowi część miasta, co nie zmienia faktu, że czuję wiatr we włosach, gdy skręcam w stronę zjazdu. Komórka na kartę jest nie do wykrycia. Idealnie. Biedny Bentz. Nie znajdzie mnie; dopiero wtedy, gdy ja tego zapragnę. Wpadł prosto w moją pułapkę. Może jednak traci wyczucie. I dobrze. Nie miał pojęcia, że czuwam nad każdym jego krokiem, że go śledzę. Wtedy, gdy był u Shany McIntyre, dzisiaj, u tej suki Lorraine Newell; ależ z niej żałosna kreatura. A Bentz? Dobry Boże, ależ jest przewidywalny. Zawsze taki był. Naciskam sprzęgło, zmieniam bieg, zwalniam. Niedobra pora na mandat. Ale serce bije mi jak szalone. Czas podkręcić sytuację. Na tę myśl ogarnia mnie przyjemne ciepło. Odbicie mruga do mnie. – Mądra dziewczynka – mówię i rozmyślam co dalej. Bentz nawet się nie zorientuje, skąd padnie cios. Rozdział 17 Hayes z głośnym trzaskiem zamknął akta i rozparł się wygodnie na krześle, aż zapiszczało niepewnie. Ten dźwięk wtopił się w kakofonię panującą dokoła – stukot klawiszy klawiatury, dzwonki telefonów, szmer rozmów. A nad tym wszystkim ciągłe buczenie wiekowej klimatyzacji. Ktoś się roześmiał, kilka biurek dalej drukarka wypluła plik kartek. Tnnidad spisywał zeznania długonogiej Murzynki, zapewne świadka w jednej z otwartych spraw. Mieli aż nadto roboty, morderstwo sióstr Springer wywołało poruszenie na posterunku. Takie zbrodnie zawsze przyciągają uwagę mediów i przerażonej opinii publicznej. Dziennikarze nie dawali im spokoju, rzecznik policji był równie zajęty jak detektywi zaangażowani w dochodzenie. A czas mijał, a oni nadal nie mieli żadnego liczącego się tropu. Hayes sięgnął po kubek z resztkami mrożonej herbaty – lód topniał w kubku od lunchu, zapomniany. Wypił spory łyk, poczuł, że papierowy kubek przemięka. Od rana analizował akta sprawy sióstr Caldwell, szukał czegoś, co pominęli dwanaście lat wcześniej. Niczego nie znalazł. Po odejściu Bentza Trinidad dostał nowego partnera – czy raczej partnerkę, Bonitę Unsel, która zdążyła już odejść z wydziału zabójstw. Ona, Trinidad i Bledsoe prowadzili sprawę wzorcowo, ale mordercy uszło na sucho. I wtedy, i teraz.