Victoria aż podskoczyła, kiedy wyłonił się
z mgły. - Ale mnie przestraszyłeś! Już myślałam, że to potwór Frankensteina. - Pewnie byś go adoptowała. Odpowiedział mu stłumiony śmiech. - Twojej lady Stanton nie spodobała się moja obecność. Sinclair wziął żonę za rękę. - Chodźmy do domu. Zimno dzisiaj. - Uważa, że popełnię jakieś głupstwo. - Wcale nie. Victoria zatrzymała się w pól kroku. - Pocieszasz mnie? Udajesz, że jestem pomocna? Jak się czuła taka inteligentna kobieta, spędzając czas w towarzystwie mężczyzn, którzy zwracali uwagę raczej na jej piersi niż rozum? Którzy jej nadskakiwali, dostrzegając wyłącznie jej urodę? - Nie - powiedział cicho. - Ale musisz dać nam trochę czasu, żebyśmy się przyzwyczaili do ciebie. Nie potrafimy nikomu zaufać. Skinęła głową. - Wiem. Są jednak ludzie, którym możesz ufać. - Objęła jego ramię. - Dobrzy i uczciwi. - Zaczynam ci wierzyć. Wyglądało na to, że znalazł taką osobę. I nie zamierzał jej stracić. Na balu lady Drewsbury zebrało się doborowe towarzystwo. Oprócz dystyngowanych znajomych baronowej przybyli młodzi dżentelmeni z Oksfordu, których zaprosił Kit. Victoria ściągnęła niesforną gromadkę swoich przyjaciół, w każdym razie tych, którzy jeszcze nie wdali się w bójkę z jej mężem. Trzej koledzy Sinclaira swobodnie gawędzili Z podejrzanymi. - Dość osobliwe spotkanie towarzyskie - stwierdził Lionel Parrish, podając Victorii i pannie Havers po kieliszku madery. - Mam nadzieję, że wieczór nie skończy się wojną domową, choć na pewno byłoby to pamiętne wydarzenie. - Rzeczywiście - zgodziła się Lucy. - Nie sądziłam, że zobaczę lorda Liverpoola i lorda Halifaxa w tym samym pomieszczeniu. Victoria też się dziwiła, że jeszcze nikt nikogo nie wyzwał na pojedynek. - Lady Augusta jest niezwykła. - Tak jak ty - powiedział Lionel. - Nawet twój mąż sprawia wrażenie dobrze wychowanego. Odwróciła się i spojrzała na Sinclaira, który stał obok muzyków i rozmawiał z Kitem oraz jednym z jego młodych przyjaciół. Jej serce zabiło mocniej. - Tak, spisuje się całkiem dobrze. - Przekonałaś Marleya, żeby przyszedł - ciągnął dalej Parrish. - To była odważna decyzja z twojej strony.