- Śmierć poprzez firmę kurierską - dodała Kimberly i zwiesiła ramiona.
Rainie spojrzała w jej stronę. - Hej, Kimberly! Jeśli Montgomery jest taki dobry, to dlaczego dał się złapać? Może i jest skuteczny w działaniu, ale to my wygraliśmy tę wojnę. - Powiedz to Philowi de Beersowi. Quincy zacisnął usta. Rainie wróciła do salonu. Chwilę później Quincy usłyszał trzask łamanego drewna. Najwyraźniej znalazła w jego rzeczach ołówki numer dwa. Od tej pory będzie musiał robić notatki długopisem. - Chyba nie powinnam była tego mówić - mruknęła po chwili Kimberly. - Racja, nie powinnaś. - Przepraszam... - Nie mnie powinnaś przepraszać. - Powiedział to zbyt ostro. Kimberly poczuła się dotknięta. Quincy stłumił westchnienie. Nie był przyzwyczajony do tego, że Kimberly jest taka wrażliwa. W końcu jednak nigdy nie żyła w takim stresie, cały czas zagrożona śmiercią. - Kimberly - powiedział cierpliwie - Rainie wynajęła de Beersa. Spotkała się z nim. Dała mu poważne zadanie, a to znaczy, że ufała mu i że go 229 lubiła. Nie pójdzie się wypłakać do kubka z kawą, ponieważ sprawa jest jeszcze świeża i na razie nie stać jej na ten luksus. Ale niech ci się nie wyda¬ je, że ona jest pozbawiona uczuć. I nie naskakuj na nią tylko dlatego, że czujesz się bezsilna. - Przepraszam. Ja tylko... Już nie poznaję samej siebie! - Kimberly podniosła głos. Odsunęła się od ojca, kręcąc głową. - Jestem spięta, miewam humory. W jednej chwili czuję się silna i opanowana. Czuję, że je¬ stem gotowa podjąć jego wyzwanie i go pokonać! Po chwili zaczynam się panicznie bać, wyciągam broń na ludzi z obsługi hotelowej i nie dowierzam żadnym odgłosom. Nie mogę znieść takiego poziomu niepewności. Nienawidzę wątpić w samą siebie, nienawidzę martwić się o to, co się wydarzy za chwilę. Tato, ja nie powinnam się tak rozklejać. Przecież mam być silna! - Czy to kolejny napad niepokoju? - spytał od razu Quincy. - Czujesz się tak, jakby ktoś cię obserwował? - Nie - odparła powoli. - Właściwie nie odczuwałam tego, odkąd tu przyjechaliśmy. - To dobrze. - Quincy znów zaczął oddychać. - Jesteś silna - dodał spokojnie. - Dobrze się trzymasz jak na osobę po takich przeżyciach. - Czy tobie się wydaje, że się rozklejasz? - zażądała odpowiedzi. - Czy przytłacza cię niepokój, czy podskakujesz na widok każdego cienia, czy masz ochotę strzelać do kelnerów? - Nie, ale wykonuję tego rodzaju pracę od ponad piętnastu lat. - Tato, czy to cię przeraża? - Co? - Dobre samopoczucie w obliczu tylu wypadków śmierci? Schylił się i pocałował ją w policzek. - Tak, Kimberly. Czasami bardzo mnie to przeraża. - Podszedł do swojego worka marynarskiego. - Pomóż mi pakować rzeczy, kochanie. Jedynym sposobem na zakończenie tego wszystkiego jest parcie naprzód. Ale idźmy przed siebie konsekwentnie, krok po kroku. Kimberly skinęła głową. Wzięła głęboki wdech i podniosła jedną z jego koszul. Wydawała się taka zdeterminowana, że Quincy'ego znów rozbolało serce. Spuścił głowę, żeby nie widziała jego oczu. Quincy okłamał córkę. Nie sądził, żeby Albert Montgomery mógł stworzyć ten perfekcyjny plan. Nie uważał, że powrót na Wschodnie Wybrzeże jest bezpieczny. Przeciwnie, był absolutnie pewien, że znów ulega manipulacji,