- Powiedziałem: trzymaj język za zębami, Candy, i dokończ cholernego loda.
141 - No! - przytaknął Donny i Shep miał ochotę zakuć dzieciaka w kajdanki. Jechał powoli i jednym okiem patrzył we wsteczne lusterko. Ross zapalił papierosa i powoli podszedł do jakiegoś zdezelowanego pikapa, który pamiętał o wiele lepsze czasy. - On coś knuje - znowu mruknął Shep - on coś knuje, do cholery. - Znowu to zrobiłeś! - Candice z wyższością zadarła głowę, naśladując święte oburzenie Peggy Sue. Shep nie zareagował, tylko patrzył, jak Ross włącza się do ruchu i jedzie na północ, ku obrzeżom miasta. Gdyby Shep nie miał ze sobą dzieci i hamburgerów, które pewno już się zagotowały w rozgrzanej kabinie, na pewno by pojechał za tym łajdakiem. Minął róg i zwolnił na światłach. Po co McCallum wrócił? Dlaczego nie zaczął nowego życia, nie przeniósł się gdzieś, gdzie nic o nim nie wiedziano - tam, gdzie ludzie nie mieliby pojęcia, do jakich zbrodni jest gotów? Co takiego sprowadziło go z powrotem do Bad Luck? Bębniąc nerwowo palcem o kierownicę, ruszył przez skrzyżowanie i nagle zauważył, że obok banku, w kierunku centrum miasteczka, przejeżdża wóz Nevady Smitha. Nevada siedział za kierownicą, a obok jego pies, który wystawiał łeb za okno i wywieszał jęzor. Strzelba Nevady leżała na półce za jego głową. Oczy miał zasłonięte odblaskowymi okularami. Z zaciętą miną wyglądał tak, jakby szykował się do walki. Tak, Nevada Smith sprawiał wrażenie zdeterminowanego i, chyba instynktownie, skręcił w ulicę przed pubem. Jechał na pomocny zachód, tak jak Ross. Shep zwracał większą uwagę na lusterko wsteczne niż na samochody jadące z przeciwka. Powiedział sobie, że to tylko zbieg okoliczności - że w miasteczku wielkości Bad Luck obecność kilku nienawidzących się osób w jednym miejscu nie jest niczym nadzwyczajnym. Ale też nie zapomniał o tym, co zobaczył. McCallum i Smith razem zawsze byli niebezpieczni. Widok Smitha jadącego za McCallumem dawał Shepowi do myślenia przez całą drogę powrotną. Prawie nie zwracał uwagi na to, że jego dzieci się biją. Wyjął chusteczkę, żeby wytrzeć im buzie, ale one były na bakier z higieną, więc wyskoczyły z wozu i puściły się pędem przez podwórze. Shep wysiadł z dodge’a, wepchnął chusteczkę do tylnej kieszeni, zignorował zawzięcie ujadającego Skipa i wszedł do domu. W domu panował wielki zaduch. Wiatraczki tylko rozgarniały gorące powietrze. - No, najwyższa pora - stwierdziła Peggy Sue, kiedy wszedł do kuchni. Garnek już stał na ogniu, na desce leżały pokrojone pomidory i sałata, a kukurydziane, ociekające oliwą tortille czekały na to, żeby je nadziewać. - I następnym razem nie dawaj dzieciom lodów - dodała spokojnie. - Wiesz, że potem marudzą przy obiedzie. Nawet nie chciało mu się zgadywać, skąd wiedziała, że kupił dzieciakom łakocie. Jeśli chodziło o tego rodzaju rzeczy, Peggy Sue miała szósty zmysł. - Będę pamiętał - odparł sucho, a ona rzuciła mu spojrzenie mówiące, że nie znosi jego sarkazmu. Wręczył jej małą torbę z zakupami. Pokroiła mięso na drobniejsze kawałki, podgrzała fajerkę. Kiedy hamburgery zaczęły skwierczeć, poszatkowała cebulę i wrzuciła ją do garnka. Shep wyjął z lodówki piwo i zastanawiał się, dlaczego przed laty Peggy Sue tak bardzo go podniecała. Wtedy, przed urodzeniem dzieci, była inna, mniej od niego wymagała. Otworzył puszkę i pomaszerował do salonu, gdzie Timmy i Robby grali w grę wideo. Byli dorośli tylko metrykalnie. Większość czasu kłócili się o grę albo oglądali „Playboya” czy „Penthouse’a”, których egzemplarze przechowywali na górnej półce w szafie, pod starymi pudłami 142 z kartami. Ostatnio chyba nawet nie wiedzieli, czy mają po osiem, czy po osiemnaście lat. - Teraz oglądamy wiadomości - zarządził Shep i zmarszczył brwi, widząc, że Timmy leży na jego sfatygowanej kanapie. - Jeszcze zabiję tego gościa... - Wyłącz to cholerstwo. Natychmiast! Rozległ się głośny dzwonek telefonu i Peggy Sue krzyknęła: - Odbierz, dobrze?! Ktoś dzwoni całe popołudnie i odkłada słuchawkę. Chłopcy zignorowali ją i Shep chwycił słuchawkę. - Marson - powiedział. Ktoś po drugiej stronie się zawahał. Tymczasem Robby wydał triumfalny okrzyk. Kolejny czarny charakter w grze wideo został unieszkodliwiony. - Kto tam? - zapytał Shep. Czyjś stłumiony głos odpowiedział: